Santorini, Pyrgos

miasto duchów

1 października; 2 441 przebytych kilometrów




pyrgos



Pytanie, co robić dalej? Ja wymyślam sobie, że pojadę do Pyrgos, bo to najwyższy punkt na wyspie plus domki - górę widać z całej okolicy. Wszyscy jadą też.

Autobus wysadza nas na skrzyżowaniu, dalej mamy pójść pieszo. Nie jest wcale tak daleko i stromo, jak się z początku wydawało. A widok wciąż mamy piękny, z jednej strony góra z Pyrgos, a z drugiej caldera, cała północna część rogalika. Cudnie!
Na górze widać kościółki, są białe domki, wąskie uliczki i jeszcze węższe schodki, którymi można krążyć to w górę to w dół.
Usilnie szukamy czegoś do jedzenia, taverny albo sklepu, ale nic z tego. Mało tego, na samej górze domki są niezamieszkane, zostały z nich właściwie ruiny. Tak, jakby miasto było kompletnie wymarłe. W dodatku po tej stronie nie spotykamy nikogo. Wrażenie jest niesamowite. I niesamowicie mi się tu podoba, tym bardziej, że wciąż można podziwiać te piękne widoki.
Hmm, ciekawe. Później pytałam różnych osób, ale nikt mi tego nie potrafił wyjaśnić. Może to z powodu trzęsienia ziemi czy co?
Dalej niby jakieś hotele, drzwi pootwierane, ale nikogo nie widać, więc tym bardziej wrażenie dziwaczne.

Złazimy więc na dół, taverna tam jest, ale wciąż coś nie pasuje. Więc postanawiamy wracać do Thira. Autobus powinien niby tędy przejeżdżać po drodze z Perisy. Pytam mieszkańca, czy dobrze stoimy, bo znaczku z przystankiem nie ma, dobrze czekamy. Autobusów jeździ trochę, ale wszystkie z turystami, a nie 'wyspowe'.
W końcu jechał autobus, ale do Perisy, koleś mi powiedział, że jak poczekamy na rogu, to za dziesięć minut będzie wracał (wracał za czterdzieści minut, jak już byliśmy na dole i nasze machanie olał).
W końcu się wkurzyliśmy i poszliśmy na dół, na owo skrzyżowanie, na którym wysiedliśmy. Tam co prawda przystanku też nie ma, ale jak się pomacha, to wszystkie autobusy się zatrzymują. Czekamy, czekamy i nic. Kurka felek! Wieje tak mocno, że czasem trudno się w pionie utrzymać ;)
W końcu łapiemy taxi, zabiera nas - 5 osób żaden problem - za 10 euro. Uffffff.
I tym sposobem w końcu wydostaliśmy się z miasta duchów ;)